„Zmanipulowanie na Hitlera nie byłoby takie złe…”

„Zmanipulowanie na Hitlera nie byłoby takie złe…”

 

Podobno żelaznym prawem internetu jest to, że każda dyskusja internetowa, która będzie trwała wystarczająco długo, w końcu będzie zawierała odniesienie do Hitlera. Dotychczas nie udało mi się tego potwierdzić, choć bardzo lubię brać udział w dyskusjach, także internetowych i zdarzało mi się toczyć bardzo długie dyskusje (często ku wielkiej irytacji mojej drugiej połowy, która – całkiem słusznie zresztą – zwraca mi uwagę na to, że mógłbym lepiej spożytkować ten czas).

Ale nie o dziwnych regułach internetu chcę dzisiaj z Tobą pomówić – choć jest to fajny temat i można by o nim mówić wiele i chętnie do niego kiedyś wrócę. Chciałbym Ci opowiedzieć o czymś, co pojawiło mi się kilkukrotnie przy rozmowie z potencjalnymi klientami, co mocno mnie zaskoczyło i po pewnym zastanowieniu, nieco przeraziło.

Jedną z ciekawszych doświadczeń w mojej pracy jako coacha jest wstępny kontakt z klientem i rozmowa na temat tego, co chce on osiągnąć dzięki coachingowi. Wyjaśniam wtedy co można osiągnąć dzięki coachingowi, czym jest coaching, itp. Jedną z najważniejszych rzeczy, jaka jest wtedy do wyjaśnienia, to fakt, że coaching dotyczy klienta, który ze mną pracuje i tylko jego. Nie możemy w czasie coachingu zmienić jego szefa, żony, wujka, psa ani chomika – jedyną osoba, która ulega zmianie jest sam klient.

Dla większości osób taki układ jest ok, to jest to czego szukają – i właśnie dlatego podejmują współpracę. Pojawiają się jednak osoby, które zaczynają szukać innego wyjścia. Może oni mogliby się nie zmieniać, ale ich mąż tak? Albo ta dziewczyna, na której im zależy – może dałoby się tak zrobić, żeby to ona ich poderwała? No w sumie to te inne osoby nie prosiły o zmianę, ale może by się dało? To koniec końców przecież dla ich dobra!

Nie zrozum mnie źle – doskonale rozumiem podejście takich osób. Łatwiej i bezpieczniej jest szukać sposobów na zmianę świata na zewnątrz niż pozwolić sobie na zmianę siebie. Znam to z doświadczenia, sam tak funkcjonowałem przez długi czas, a i pewnie teraz może mi się zdarzyć nawrot takiego myślenia. A ponieważ rozumiem to podejście, zwykle jestem w stanie łatwo wyperswadować moim rozmówcom takie podejście, wskazując na skrajną niemoralność takiej sytuacji i pytając jak sami by się czuli, gdyby ktoś chciał ich tak „dla ich dobra” zmienić tak, jak akurat mu się chce.

Ponownie, dla większości osób taka odpowiedź jest wystarczająca i albo decydują się na pracę nad sobą, albo w ogóle zmieniają cel, który mają do osiągnięcia. Dostrzegają jak nieetycznym i wrednym zachowaniem byłaby próba wywołania u kogoś zmiany, bez zgody tej osoby, po prostu dla własnej zachcianki.

Zostają jednak osoby, które mimo to chciałyby dokonać zmiany u kogoś, byle nie u siebie. Tym zaskakującym i przerażającym czymś, o czym wspominałem Ci na początku tego tekstu, jest ich odpowiedź – idealnie przewidywalny wzorzec, który pojawia się w takiej sytuacji. Mówią wtedy takie rzeczy jak:

„Wiesz, jakoś nie sądzę, że gdyby ktoś zmanipulował Hitlera, żeby ten nie wywołał II Wojny Światowej, to byłoby to takie złe.”

Albo: „Jakby ktoś zahipnotyzował Hitlera, żeby polubił Żydów, to byłoby to bardzo moralne.”

Na początku ten wzorzec był dla mnie tylko zaskakujący – dlaczego tak wiele osób powołuje się w takiej chwili an Hitlera? Skąd taka zgoda w porównaniach?

Gdy zastanowiłem się nad tym tematem głębiej… No cóż, przestraszyłem się, ale tak na serio.

Bo straszne jest dla mnie życie w świecie, w którym ludzie są gotowi, w swojej głowie, tak opisać dziewczynę, która nie jest zainteresowana związkiem z nimi, żeby jej działanie było równoważne z wywołaniem wojny w której zginęły miliony ludzi. Przerażające jest dla mnie, że ludzie są gotowi w swojej głowie postawić znak równości między złośliwym zachowaniem sąsiada, a stworzeniem obozów zagłady.

Co my u licha robimy ze swoimi umysłami? W jakim świecie żyjemy w swoich głowach, skoro potrafimy aż tak bardzo demonizować nasze codzienne doświadczenia?

I jak zabezpieczyć się przed wpadnięciem w tworzenie tego typu mitów osobistych?

Ponieważ chciałbym, żebyś miał z tego artykułu coś więcej niż tylko temat do rozmyślań – proponuję Ci na koniec małe ćwiczenie, dotyczące tego właśnie problemu.

Wypisz 10 największych wyzwań, nieprzyjemności i problemów w swoim życiu. A następnie opisz je pierwszą metaforą, jaka przyjdzie Ci do głowy, np. „Mój szef jest jak pijawka wysysająca ze mnie siły życiowe.” albo na odwrót „Mój szef jest jak anioł, który mnie chroni.”

Gdy już to będziesz miał, przyjrzyj się tak z pewnego dystansu swoim metaforom. Zdecyduj, czy nie warto by z nimi popracować i być może zredukować je odpowiednio. Może nie warto widzieć Hitlera i Stalina ilekroć wchodzisz do biura, a po powrocie do domu nie spędzać czasu z Lucrezią Borgią czy inną trucicielką – tylko po prostu pogadać w pracy z kolegami i wrócić do żony, której przydałyby się lekcje gotowania.