Później, w miarę jak zajmowałem się rozwojem osobistym, zmieniłem nieco kierunek marzeń. Choć kosztowało mnie to sporo czasu i energii, oraz nieudanych prób (nie wspominając o sporej ilości pieniędzy wydanych na coraz rzekomo banalniejsze „jedyne słuszne metody zmiany”), w końcu udało mi przyjąć pewną podstawową prawdę – jeśli czegoś chcesz, to niemal na pewno będziesz potrzebował na to zapracować. (No, jest minimalna szansa, że numer lotka spadnie na Ciebie w natchnieniu. Jest też dużo większa szansa, że zginiesz w wypadku samochodowym, więc, mówiąc szczerze, niezbyt opłaca się ryzykować w takiej rosyjskiej ruletce statystyki.)
Jak już mówiłem, zmieniłem nieco kierunek marzeń. Teraz zamiast oczekiwać cudownej zewnętrznej zmiany, bez jakiegokolwiek wysiłku, liczyłem się z pracą. (No, wcześniej ten ja między „teraz”, a „skorzystaniem z maszyny do podróży w czasie” miał pracować… ale to miało być za trochę, teraz miały być wyniki.) Jednocześnie zakładałem, że ta praca ma pewien koniec. Liczyłem, że „już niedługo” uda się „skończyć” i „zamknąć” dany obszar. Ot, załatwić sprawę, zakreślić wszystkie krzyżyki i dodać kropkę nad każdym i, powiedzieć sobie z zadowolonym uśmiechem „umiem, potrafię, wiem, mam wyczyszczone, koniec.”
I wiesz co?
Nie przeszło.
Nieważne jak frustrujące było uświadamiać to sobie raz za razem, nieważne jak wiele pracy, czasu i energii w to wkładałem, nieważne, że pracuję nad tym wytrwale od lat – wciąż nie jestem w stanie powiedzieć, że jakikolwiek obszar mam „wyczyszczony i załatwiony”.
I dopiero po takim czasie nauczyłem się, że to może być bardzo dłuuuga droga.
Nie znaczy to, że te lata nie przyniosły zmiany – przyniosły wielką, nie wyobrażam sobie zbytnio rozmowy ze sobą sprzed 3, a co dopiero sprzed 6-7 lat.
Nie znaczy to, że po drodze nie zrealizowałem celów jakie sobie stawiałem – czasami aż się dziwie, ile udało się zrealizować, niekiedy dzięki zdumiewającym zbiegom okoliczności.
Ale na koniec, co tu dużo mówić, wciąż mam masę pracy w praktycznie każdym obszarze, który chciałem mieć zaklepany.
Oczywisty wniosek z tego – jestem zwalony i należy mnie zwrócić na gwarancji, jeśli jeszcze się nie skończyła 😉
I jak najbardziej jest taka możliwość. Jednocześnie patrząc po innych osobach, z którymi działam w obszarze rozwoju osobistego (i co nawet ważniejsze, również wedle ich własnych słów) – jest to bardzo popularny wniosek.
Rozwój osobisty wymaga czasu. To długa podróż.
Oczywiście, można ją przyśpieszyć. Pojedyncze zmiany, albo nawet duże zmiany systemowe, da się wprowadzić niekiedy zdumiewająco wręcz szybko.
A jednak wciąż nic nie jest w pełni wyczyszczone (choć możesz uznać, że pewien poziom danego obszaru, np. Twojego podejścia do zarabiania, albo pracy z emocjami, wystarcza Ci), wciąż jest masa rzeczy do zrobienia, pojawiają się nowe standardy i nowe wyzwania.
Więc wiesz, mam teraz nowe marzenie. Marzę o tym, żeby dalsza zmiana i dalszy rozwój fascynowały mnie tak bardzo, jak fascynują dotąd. A czy kiedyś dojdę do końca? Kto wie?
Po co to wszystko piszę? Bo widzę pewien wzorzec w rozwoju osobistym, przez który przechodzi wiele osób – i przez który ja sam też przeszedłem, więc, być może, opis takiej drogi może ją dla kogoś przyśpieszyć. Albo nie – nie wiem, uznałem, że warto spróbować. Być może nie jestem najlepszą osobą do napisania takiego tekstu, ale jak dotąd nie widzę nikogo innego, kto próbowałby się czymś takim zajmować – drobnymi wskazówkami, z perspektywy czasu i pewnego doświadczenia, dla osób które dopiero zaczynają zajmować się rozwojem osobistym.
Hej, zresztą, kto wie, może właśnie w ten sposób realizuje to swoje pierwsze marzenie o którym Ci mówiłem? 😉