Na przykład takie kotwiczenie. Był sobie kiedyś niejaki John Locke, który głęboko wierzył w demokrację. Tak głęboko, że stworzył całą filozoficzną ideę na temat ludzkiej równości, tego jak wszyscy rodzimy się równi, jako czyste, niezapisane tablice, „Tabula Rasa”, które dopiero wypełnia treścią życie.
Fajna, nośna idea, solidny mem, który łatwo wpada w ucho i wyobraźnię. I niepostrzeżenie tam pozostaje.
Nie, żeby nlpowcy byli wyjątkiem. Psychologiczny analog kotwiczenia, warunkowanie behawioralne, również wpadło w tą samą pułapkę kulturową, traktując ludzi jako czystą kartkę, na której doświadczenia życiowe zostawiają swój ślad.
Ale wiesz co? Na szkolenia regularnie wożę ze sobą zestaw kartek, do wykorzystania dla uczestników. Niektóre z tych kartek zwiedziły już kawał Polski, wysłuchały wielu słów, były świadkami różnych rzeczy…
Jakoś tak pozostają czyste. Żadna do mnie jak dotąd nie zagadała. Nawet się nie uśmiechają.
Chyba jednak ludzie nie są „czystymi kartami”…
Nieprzekonany? Jasne, dopiero się rozkręcam.
Weźmy na warsztat fobie specyficzne. Klasyczne wyjaśnienie NLPowskie mówi, że powstają one, kiedy osoba odczuwa silny strach, jednocześnie łącząc go z jakimś bodźcem. Sensowne, prawda? Boisz się, widzisz karetkę pogotowia i do końca życia będziesz się bał Łódzkiego Pogotowia. Ma to sens…
Zaraz zaraz… Nie kupuję tego. Coś tu po prostu nie gra.
Np. Takie komputery kontra pająki.
Nie wiem jak Ty, drogi czytelniku (lub czytelniczko, ale pozostanę przy szowinistycznym stylu pisania, wybacz madame)…
Ehm! Nie wiem jak Ty, drogi czytelniku, ale mam wrażenie, że współczesny człowiek styka się z komputerami duuużo częściej niż z pająkami.
A jednak ilość fobii na pająki zdecydowanie przeważa ilość fobii na komputery.
Statystyka mi siada. Czysto logicznie, jeśli fobie biorą się z połączenia silnego strachu z przypadkowym bodźcem, to szanse na fobie na komputer powinny być dużo większe niż na fobie z pajączkiem w roli głównej. Oczywiście, fobie na komputer się zdarzają, ale są skrajnie rzadkie.
Jak to możliwe, skoro kotwiczenie to po prostu połączenie bodźca z reakcją? Jeśli wszystko można uwarunkować?
Mam dla Ciebie rewolucyjną tezę. No, dokładniej, ewolucyjną tezę, ale i rewolucyjną, dla wielu nlpowców i psychologów.
NIE JESTEŚMY TABULA RASA.
Nie jesteśmy czystą kartą.
Może kiedyś byliśmy, ale bardzo szybko te nieco brudniejsze karty zaczęły zyskiwać znaczącą przewagę.
Pomyśl o tym w ten sposób: czym są emocje? Emocje są sygnałami, których zadaniem jest zwiększyć nasze szanse przeżycia, poprzez zachęcanie nas do danych zachowań i zniechęcanie do innych. Pamiętaj, że mówimy tutaj o sytuacji sprzed 100.000 lat i więcej, bo wtedy kształtowała się obecna wersja tego, co obecnie siedzi nam między uszami.
A skoro emocje są sygnałami, to przydatnym rozwiązaniem wydaje się być dopasowanie ich do środowiska w którym funkcjonowali nasi przodkowie.
Jak na razie wszystko gra, w końcu wielu nlpowców używa idei ewolucyjnych do wyjaśnienia np. dlaczego submodalności odległości działają podobnie u wszystkich. Zamieszajmy więc trochę…
Jaki jest najprostszy sposób, w jaki emocje mogą zachować elastyczność niezbędną do funkcjonowania w różnych środowiskach, a jednocześnie zmaksymalizować ich przydatność przy unikaniu zagrożeń?
Dokładnie. Emocje nie powstają w pustce. Nie są przypadkowo kotwiczone do różnych bodźców. Zamiast tego, mamy w głowie konkretne schematy, które sprawiają, że dużo łatwiej stworzyć fobię pająków – potencjalnie realnego zagrożenia na sawannie 100.000 lat temu – niż komputerów, których w tamtym okresie raczej nie było.
Takie same schematy sprawiają, że najłatwiej skojarzyć poczucie mdłości z jedzeniem – bo służyło nam ono do rozpoznawania które jedzenie jest groźne i potencjalnie trujące. Co więcej, biorąc pod uwagę potencjalną wielogodzinną różnicę między zjedzeniem trującej potrawy a reakcjami, kotwiczenie mdłości na jedzenie wcale nie musi odbywać się błyskawicznie, a może stanowić dużo bardziej długoterminowy proces.
Takie same schematy… No właśnie. Co jeszcze tu zachodzi? Jakie jeszcze predyspozycje do łączenia reakcji z bodźcami mamy wbudowane?
A tu się zamknę i zostawię Tobie szansę pobawić się i poodkrywać.
Po co? Bo prawdopodobnie będzie to decydowało o „być albo nie być” Twojego kotwiczenia. O tym, czy kotwice które założysz będą faktycznie i długoterminowo skuteczne, czy też nie wywołasz żadnych efektów, albo i gorzej uzyskasz efekty, których w ogóle nie planowałeś, w czasie którego nie oczekiwałeś, ponieważ zamiast iść zgodnie z Twoimi planami, reakcje uczenia się pójdą dobrze przetartymi, ewolucyjnymi ścieżkami.
Natomiast dla wielu ludzi, którzy mieli dotąd kłopoty z kotwiczeniem, ten dodatkowy szczegół może stanowić dobre wyjaśnienie tego co dotąd nie działało i podstawę do nowej, skuteczniejszej nauki kotwiczenia.