Nauka o Zmianie: „W moim doświadczeniu” kontra „W mojej wiedzy”

Nauka o Zmianie: „W moim doświadczeniu” kontra „W mojej wiedzy”
Wielu guru rozwojowych kładzie ogromny nacisk na doświadczenie. Popularną metaforą, z którą się często stykam jest „Jeśli czegoś nie spróbujesz, a tylko o tym się uczysz, to jest jak wiedza o seksie z książki.”Jest w tym pewna prawda – są rzeczy, których trzeba doświadczyć, żeby zrozumieć jak funkcjonują.

Jednocześnie seks z jedną osobą może być zupełnie inny niż z drugą, prawda? Jak to możliwe, skoro „doświadczyliśmy już seksu”, jak to może być, że doświadczenie tego samego seksu z kimś innym jest niemal zupełnie inne? Zmieniła się atmosfera, temperament drugiej osoby i nagle  coś, co było doświadczone już takim nie jest… Przypominają mi się słowa człowieka, któremu, gdy poradzono przeczytać książkę na jakiś temat odpowiedział „Nie, to nie ma sensu. Kiedyś już jedną książkę czytałem.”

No i jeszcze druga kwestia – nie widziałem dotąd, żeby którakolwiek z osób, które polecają doświadczenie jako sposób poznania świata, wyszła ze spotkania oknem, zamiast drzwiami, albo nalała sobie do picia „Kreta” do przetykania rur, zamiast soku pomarańczowego. Dlaczego, skoro nie mają jeszcze takiego doświadczenia? Może tak jest lepiej? Może „Kret” jest pyszny? (Uwaga, drogi czytelniku, proszę, proszę, nie sprawdzaj tego doświadczalnie!)

A może chodzi po prostu o to, że mieszamy dwa zupełnie odmienne rodzaje wiedzy?

1) Doświadczając czegoś, wiemy jak to jest, subiektywnie. To wiedza silna emocjonalnie, ale też praktycznie niekoniecznie przydatna – mówi nam, co będziemy lubili, a czego nie, ale nie mówi nam, wbrew pozorom, nic o naturze tego zjawiska ani o tym, czy jest ono dla nas dobre, czy nie.

Prosty przykład – mamy (nie wiedząc o tym) grypę żołądkową. Jemy np. łososia i mamy identyczne reakcje jak przy zatruciu. Nasze doświadczenie mówi nam „zatruliśmy się łososiem”, często rozwiniemy to także do „łosoś mi szkodzi”.

W praktyce, łosoś jest dla nas ok, szkodzi nam grypa żołądkowa, ale nasze subiektywne doświadczenie mówi nam inaczej i w efekcie możemy na przyszłość unikać łososia. Strata może nie aż taka duża, ale co z ludźmi, którzy mieli równie kiepskie pierwsze doświadczenie (no, może bez wymiotów), ale odnośnie np. wspomnianego wcześniej seksu?

Wiedza z doświadczenia jest niestety w nieunikniony sposób podatna na tego typu ograniczenia. Z tego też powodu bardzo trudno trafnie uogólniać wiedzę nabytą w ten sposób i podnosić ją do rangi praw absolutnych. Dla NLPowców, coachów i terapeutów – to jest zwykle ten zakres wiedzy, którego tyka meta-model czy inne metody pracy z przekonaniami ludzi.

2) Ucząc się o czymś trafiamy natomiast na inny zakres wiedzy. Tutaj może nam brakować subiektywnego doświadczenia jakiejś rzeczy, natomiast mamy dostęp do bardziej obiektywnych informacji na jej temat.

Oczywiście, informacje te nigdy nie będą na 100% obiektywne. Sama natura naszej percepcji nam to uniemożliwia. Będą jednak wystarczająco obiektywne, aby dać nam praktyczne i trafne sugestie co do różnych rzeczy – np. możemy się dowiedzieć, że łosoś trujący nie jest, nauczyć się sprawdzać czy dany kawałek jest świeży, możemy też dostać narzędzie do praktycznego sprawdzenia, czy nie jesteśmy na łososia uczuleni.

Ten system jest niewątpliwie wolniejszy i mniej ekscytujący. Jest też dużo bardziej trafny, czego dowody mamy wszędzie wokół – bo wszystko wokół, łącznie z monitorem, na którym czytasz ten tekst, powstało dzięki zastosowaniu tego systemu. Nawet najwięksi geniusze w historii, tacy jak Leonardo da Vinci czy Mikołaj Tesla, nie opierali się wyłącznie na swoich doświadczeniach lecz budowali na podstawie złożonej z systemu wiedzowego.

Ten system jest też niestety jedynym dotychczas znanym, który pozwala nam sprawdzić czy dana metoda jest faktycznie skuteczna. Piszę niestety, ponieważ jego praktyczne zastosowanie jest powolne, skomplikowane i czasochłonne w porównaniu z doświadczeniowym. System doświadczeniowy jest również bardzo nęcący. Łatwo pomyśleć sobie np. „Nie potrzebuję dowodów z badań, moimi dowodami są klienci, którzy wychodzą z mojego gabinetu dokonawszy głębokiej zmiany!”

Problem w tym, że tacy klienci nie są niestety dowodami na nic. Nie wiemy, czy nie zmieniliby się sami, bez naszej pomocy, nie wiemy czy ich zmiana się utrzyma (jeśli ktoś prowadzi choć follow-up i sprawdza swoją skuteczność długoterminowo – chwała mu za to), nie wiemy co konkretnie z naszej pracy ich zmieniło. Nie wiemy nawet często, czy faktycznie było co zmieniać. Metoda doświadczeniowa nam tego po prostu nie mówi, daje nam jedynie subiektywne odczucia w tych kwestiach.

Dlatego właśnie ważne jest zrozumienie obydwu tych metod i ich wartości w różnych sytuacjach. Metoda doświadczeniowa jest świetna, jeśli chcesz czegoś doświadczyć, jeśli chcesz wiedzieć – mniej lub bardziej trafnie – „jak to jest”. Ale jeśli chcesz wiedzieć „czy to jest dobre/złe/szkodliwe/pomocne” – metoda doświadczeniowa niewiele Ci  tutaj, niestety, ma do zaoferowania.