Autorytet – 'idealizm’ a trzeźwe spojrzenie

Autorytet – 'idealizm’ a trzeźwe spojrzenie

 

Jest jedna rzecz, którą obserwuje u siebie i u innych, która prowadzi w bardzo dziwną stronę i często zabiera możliwość skutecznej nauki.

Ludzie (generalizacja, być może jesteś spod niej wyłączony – jeśli tak, to super i tak trzymać) mają już tak, że lubią patrzeć na sprawy jednostronnie. Albo ktoś jest fajny i dobry, albo niefajny i wredny. Wspaniale widać to w związkach, gdy często po rozstaniu następuje przewartościowanie przeszłości i pojawia się 'jak ja mogłam być z takim draniem?’, 'jak ja mogłem być z taką jędzą?’. Ba, często potrafią czuć się winni za obserwacje niezgodne z tym głównym założeniem lub próbować je racjonalizować… 'Kurcze, jak mogę tak myśleć o Zegrzysławie, przecież z niego taki fajny koleś, a ja się czepiam tego, że czasem morduje staruszki.’ 'Tak, Karlemonajek niby uratował tą staruszkę przed mordercą, ale wciąż jest draniem, bo nie chce mi pożyczać gumki-myszki w biurze.’

Takie podejście generalnie bardzo wypacza pogląd rzeczywistości, co zwłaszcza widać w przypadku autorytetów. Powiedzmy sobie szczerze – nie ma ludzi bez wad. Bandlera podejrzewano o morderstwo, w młodości ćpał też jak najęty. Osho, przy całej swojej duchowości, miał 93 Rolls-Royce’y, a celował w 365. Ghandi, niezależnie od tego jak wiele zdziałał, nie pozwolił swojej żonie wziąć leków gdy ciężko chorowała, z przyczyn religijnych, choć samemu nie miał takich oporów.

I teraz warto sobie zadać szczere pytanie – czy to, że nie byli idealni, że być może zrobili rzeczy, które dla wielu byłyby nie do przyjęcia, cokolwiek umniejsza z tego, co faktycznie dokonali?

Często jest tak, że napotkawszy takie dane o autorytecie, ktoś, dla kogo dana osoba jest autorytetem zacznie racjonalizować i przeramowywać, byle nie przyjąć pewnych rzeczy do wiadomości i zachować 'nieskalany’ obraz autorytetu. W innym momencie, gdy coś w końcu przeleje czarę i osoba będzie zmuszona dostrzec także ciemniejsze strony autorytetu, często pojawia się ogromne poczucie zdrady i bycia zrobionym w bambuko 'jak to, ja mu ufałem gdy mówił o miłości i o tym, że wszystko należy do wszystkich, a on się rozbija innym rolls-roycem każdego dnia, kurwa, co jest!?’

I ok, i jest to prawo danej osoby do zmiany zdania – jednocześnie zwykle, dostrzegając te rzeczy, z automatu zdewaluuje wszystko inne, co (obecnie ex-)autorytet mówił lub robił – pojawia się tu powyższa skłonność do jednostronnego patrzenia.

Może czas z tego wyrosnąć? Może czas dojrzeć do patrzenia na daną osobę tak wielowymiarowo, jak patrzysz na siebie, dostrzegając zarówno dobre jak i złe strony, dobre i złe zachowania jednocześnie? Albert Einstein powiedział kiedyś, że cechą wyróżniającą wybitną inteligencję jest umiejętność utrzymania dwóch przeciwnych opinii na raz w umyśle – np. opinii, że ktoś jest wspaniały i że ktoś jest podły jednocześnie. Oczywiście, możesz też pozbyć się opinii w ogóle i nie oceniać – jednak na jakimś, czysto biologicznym poziomie ocena zawsze zostanie, bo organizm zawsze potrzebuje wiedzieć, czy ma z czymś walczyć lub uciekać, czy też jest bezpiecznie. Skoro więc ocena i tak będzie – to może pozwól sobie chociaż na to, by mieć ich więcej na raz. I by – skoro czasami potrafisz spojrzeć na kogoś, kogo uznajesz za osobę złą i powiedzieć o Hitlerze 'ok, szuja jak żaden, ale charyzmę facet miał’, to może warto też być w stanie spojrzeć na Ghandiego i powiedzieć 'ok, uczynił tak wiele dobrego, ale jednocześnie nie umiał tak samo podejść do żony jak podchodził do kraju’. I zaakceptować fakt, ze ludzie są po prostu ludźmi, a nie chodzącym dobrem lub złem. Po prostu – i aż – LUDŹMI.